Droga krzyżowa, śmierć, zmartwychwstanie.
Dlaczego by przy tej okazji nie wspomnieć tych, który naprawdę istnieli, i naprawdę cierpieli, a ich cierpienia przekraczały najśmielsze fantazje starożytnych wędrownych bajarzy i ewangelistów, przy których mityczne cierpienia judeochrześcijańskiego idola to fraszka.
Tych, którzy umarli za cudze grzechy, za grzech najcięższy - głupotę.
Którzy cierpieli po to, by stado przejętych panicznym strachem przed śmiercią istot nadal mogło się łudzić, że śmierć nie istnieje, że ich nie dotyczy.
Po dniach, miesiąch, latach przetrzymywania w nieludzkich warunkach i tortur.
Na oczach dyszącego miłością do Pana i żądzą zbawienia tłumu gawiedzi,
z pogruchotanymi kostkami, palcami, z rozciągniętymi stawami, zmasakrowanymi genitaliami.
Kiedy płuca wypełniał dym, a płomień lizał stopy, pragnęli już tylko jednego - przestać istnieć.
Już wiedzieli, że zmartwychwstania nie będzie.